T
|
en
rok ma być w założeniu bardziej turystycznym, niż poprzednie. Wiązało się to od
początku z planami zmiany motocykla. Najmniejsza wersja Suzuki Maraudera do
dalekich wojaży się nie nadaje. Początek
roku upłynął na przeglądaniu map i szukaniu ciekawych miejsc do odwiedzenia, z
nadzieją, że zmiana motocykla pozwoli te plany wcielić w życie.
Wiosną pojawił się V-Strom. Przygotowania do turystyki z tym
momentem też nabrały tempa. Założenia są następujące wyjazd jedno lub dwudniowy
połączony ze zwiedzaniem. Całość realizowana bez pośpiechu.
Pierwszy
dogodny termin: długi weekend. Pewne obawy co do realizacji założonych planów
wywołał we mnie zbieg terminu z wyznaczonym na ostatni dzień kwietnia Rajdem
Pałuk. Czy dam radę pokonać tyle kilometrów. Motocykl jeszcze nie do końca
opanowany. Ale co tam „ninja musi być twarda”. Założyłem, że wezmę udział w
rajdzie, powrót do domu, a na drugi dzień ruszamy z Beatką na wspólne
zwiedzanie. Beatka oprócz daty wyjazdu i założenia jego dwudniowego trwania nic
więcej nie wiedziała. Nie znała nawet kierunku, w którym mamy jechać. Podejrzewała
nawet wyjazd do Niemiec do naszych znajomych. Przekazałem tylko datę i godzinę wyjazdu: 1 maja,
godzina 8.00.
Rajd
Pałuk okazał się dla asfaltowców długi i monotonny. Przejechane 518 km nie dało
mi się jednak we znaki i nie pozbawiło ochoty na zaplanowany wyjazd.
Z
zakładanego wyjazdu o 8.00 wyszły nici. Ale "spoko", brałem to pod uwagę i wyjazd
z czterdziestominutowym opóźnieniem przyjąłem nad wyraz spokojnie. W domu nie
jedliśmy śniadanka, bo było ono zaplanowane jako powód do pierwszego postoju.
Obrałem
kierunek na Bydgoszcz. Jako że była niedziela i święto, ruchu na drogach prawie
żadnego. Słoneczko świeciło, temperatura niestety nie była jeszcze za wysoka. Pierwsze 90 km
przebiegło więc spokojnie.
1
maja 2011 był dniem beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II. Wszystkie drogi
Polaków prowadziły do Rzymu. I nas poniosło w tym kierunku. My jednak
zawitaliśmy do „Rzymu”, gdzie „jedzą,
piją, lulki palą, tańce, hulanki swawola, ledwie karczy nie rozwalą, ha ha , hi
hi hejże hola”. Zatrzymaliśmy
się bowiem na wlocie do Bydgoszczy w karczmie o nazwie „Rzym”. Śniadanko w
cenie 25 zł. od osoby, ze szwedzkim bufetem i robioną przy kliencie jajecznicą
w pełni, a nawet w nadmiarze, zaspokoiło nasz głód. Pełni pozytywnych wrażeń ruszyliśmy więc w
dalszą drogę kierując się krajową 10 na Toruń. Słoneczko coraz mocniej
przygrzewało więc i podróż była coraz przyjemniejsza. Satysfakcję z jazdy
przynosiło także poruszanie się nową, na długich odcinkach dwupasmową, ścieżką.
Na
parkingu strzeżonym przy Bulwarze Filadelfijskim w Toruniu, znaleźliśmy się w
samą porę, by zrzucić stroje motocyklowe, przebrać się w coś lżejszego i
wygodniejszego, zabezpieczyć i przykryć rzeczy oraz motocykl i punkt dwunasta
stanąć na Rynku Staromiejskim przy Punkcie Informacji Turystycznej. W tym
bowiem dniu można było skorzystać z darmowych usług przewodników. Oczywiście,
jak to przy darmosze, nie byliśmy jedynymi chętnymi, więc towarzystwo zostało
podzielone na i tak duże trzy grupy. Pełni zapału ruszyliśmy na zwiedzanie
starego Torunia, perły gotyku. W programie oczywiście znalazł się Pomnik
Kopernika i Ratusz, na którego wieżę można wejść i podziwiać panoramę miasta.
Dalej
Krzywa Wieża, której krzywiznę najlepiej widać z oddalenia. Z wieżą tą wiąże
się obyczaj – anegdota. Twierdzi się bowiem, że jedynie osoba z czystym
sumieniem i bez skazy, opierając się plecami o jej mury i wyciągając ręce przed
siebie ma szansę się nie przewrócić. Nawet nie próbowaliśmy tego sprawdzać.
Oczywiście będąc przekonanymi o swojej moralnej postawie.
Dalsze
kroki skierowaliśmy do ruin zamku krzyżackiego, podziwiając po drodze ciąg
murów miejskich i bram wjazdowych do miasta oraz uliczek. Szczególnie urokliwa
okazała się uliczka Podmurna, miejsce sesji fotograficznych świeżo poślubionych
mieszkańców Torunia. Sam zamek nie robi wrażania, gdyż zostało z niego
praktycznie rumowisko gruzu. Jedynym odtworzonym elementem są mury fosy. W ich
obrębie odbywają się koncerty oraz pokazy, w tym walk rycerskich. My na takie
nie trafiliśmy.
Dalsze
zwiedzanie niewątpliwie urokliwych uliczek i kościołów zajęło nam w sumie ok. 2
godzin. Spacer i wrażenia ze zwiedzania wywołały w nas ochotę na małą słodką
przekąskę. Rozpoczęły się więc poszukiwania stosownego lokalu, co przy okazji
zaowocowało dalszym poznawaniem uroków starej części Torunia. Ostatecznie po
wielu bezskutecznych próbach znalezienia wolnego stolika, wynikających z
najazdu turystów spowodowanego wolnymi dniami, rozlokowaliśmy się w
naleśnikarni Manekin, gdzie w wejściowej bramie znaleźliśmy jedyny wolny
stolik. Ponieważ wejście było zacienione, a my z uwagi na temperaturę
potrzebowaliśmy słońca, podjęliśmy desperacki krok wystawienia stolika na
ulicę. Nie stanowiło to problemu do czasu, gdy po jakiś czterdziestu minutach
oczekiwania na realizację zamówienia upomnieliśmy się o nie. Wtedy zostaliśmy
kulturalnie poproszenia o powrót stolikiem na teren lokalu. A taką im robiliśmy
reklamę.
Pokręciliśmy
się jeszcze trochę po mieście, podziwiając jego architekturę. Szczególnie
godnym polecenia miejscem jest Żywe Muzeum Piernika. W sposób bardzo aktywny, z
bezpośrednim udziałem zwiedzających przygotowuje i wypieka się pierniki. Zabawa
na styl średniowiecza pomyślana niby dla dzieci, ale to dorośli wbrew pozorom
mieli najwięcej zabawy.
Ciekawym
dla miłośników filmu „Rejs” Marka Piwowskiego jest też nadbrzeże wiślane. W tym
miejscu bowiem zaczyna się akcja filmu i zaokrętowanie jej bohaterów. Na
pamiątkę tego na jednym z murów umieszczono kultowe cytaty z filmu.
Toruń
jest pięknym miastem, wszystkiego pewnie nie udało się jeszcze obejrzeć i na pewno do niego jeszcze kiedyś wrócimy.
Zrobiło się jednak późno i nadeszła chwila przemieszczenia się na zaplanowany
nocleg. Skierowaliśmy się najpierw krajową 10, a później drogą 359 do
Golubia-Dobrzynia. Pora była już późna więc zwiedzanie tamtejszego zamku, w
którym mieliśmy nocleg, odłożyliśmy na dzień następny. Dzięki uprzejmości
portiera mogliśmy naszego V-Stroma zaparkować na samym dziedzińcu zamkowym. Co
do samego noclegu, to lepiej pominąć to milczeniem, bo niewiele jest dobrego do
powiedzenia. Ogólnie można powiedzieć, że relacja jakość/cena wypada bardzo
marnie. Pierwszego dnia zrobiliśmy 190 km. Na miejscu spotkaliśmy jeszcze
trzech motocyklistów. Kolega na harleyu pełen lansu.
Zamek
w Golubiu-Dobrzyniu to dawna twierdza krzyżacka, przebudowana w XVI wieku i
wzbogacona o elementy renesansowe. Co godzinę odbywa się zwiedzanie z
przewodnikiem. Na miejscu jest też wystawa znalezisk z okresu wczesnego
średniowiecza. Hotelu i restauracji nie polecamy. Generalnie przydałby się
prywatny właściciel zamiast PTTK.
Pogoda
drugiego dnia nas nie rozpieszczała, było zimno, jakieś 5oC, i dość
wietrznie. W perspektywie były też opady deszczu. Po każdej godzinie jazdy
konieczne było zatrzymanie się na coś rozgrzewającego, a to herbatka, a to
zupka.
Drogą
354 skierowaliśmy się do Grudziądza. Po drodze zatrzymaliśmy się aby rzucić
okiem na zamek w Radzyniu Chełmińskim. W znacznej części jest on jednak
zrujnowany i raczej nie ma żadnych perspektyw, żeby coś w tym zakresie miało
się zmienić.
W
tym miejscu nasza podróż o mało nie zakończyła się tragicznie. Szalony kierowca, wyprzedzający na ciągłej linii i w zakręcie, o mało na nas nie wpadł. Zmieścił
się naprawdę minimalnie. Gdybyśmy jechali samochodem tego miejsca by zabrakło.
Ostatnim
punktem na naszej trasie był Grudziądz. Warty zobaczenia jest ciąg starych
spichrzy nawet z XIV wieku, urokliwy zwłaszcza od strony Wisły. Jest to obiekt
dość nietypowy i nieczęsto spotykany. Od strony Wisły najlepiej wejść do miasta
przez Bramę Wodną. Część miasta była w trakcie remontu i nie do końca można
było ocenić jego urok. Warto rzucić okiem również na Ratusz.
Godnym
polecenia miejscem jest Caffe Kontynenty w okolicach rynku. Lokal bardzo
klimatyczny, choć ciasny. Na ścianach rozwieszone są worki po kawie. W
powietrzu unosi się zapach kaw z całego świata, a i desery niczego sobie.
Z
Grudziądza przez Bydgoszcz z krótką przerwą na obiad wróciliśmy do domu.
Łącznie przejechaliśmy 432 km.
A
poniżej link do mapy z trasą.