czwartek, 31 lipca 2014

DFBG 2014 - Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 17-20.07.2014

Może ktoś pomyśli, że start w biegu górskim, to jak na moje doświadczenie biegacza zbyt szybko. I niestety okazuje się to racją, ale o tym za chwilę.
Już w zeszłym roku "wyczaiłem" tą imprezę biegową, ale wtedy to i ja miałem świadomość, że udział w niej byłby przedwczesny. Dlatego odłożyłem start w tej imprezie na ten rok. Wiedziałem, że będę miał już za sobą start w maratonie, więc start na jakimś krótszym dystansie w biegu górskim może się udać. 
DFBG jest imprezą przewidzianą przede wszystkim dla ultrasów. Trasy na 240 km, 130 km i 110 km są poza moim zasięgiem. Organizatorzy przewidzieli jednak również krótsze trasy na 42 km, 21 km i 10 km. Uznałem, że skoro maraton mam za sobą to start w półmaratonie będzie na pierwszy raz optymalny.
Ponieważ "Złoty półmaraton" miał odbyć się w sobotę 19.07. uznaliśmy, że wyjazd w piątek i powrót w poniedziałek pozwoli nam zwiedzić trochę Kotliny Kłodzkiej w weekend. Do Lądka Zdroju - miejsca startu - docieramy wieczorem. Nocleg z Grouponu mamy w "Zamku na Skale" w Trzebieszowicach. Szybko zajmujemy pokój i jedziemy do Lądka, do biura zawodów. Impreza jest nieźle zorganizowana. Dostajemy informator z opracowanym przebiegiem wszystkich tras i ich profili. Pakiet oprócz tradycyjnej koszulki zawierał jeszcze karnet na zniżki w obiektach w Lądku. 
Ranek przynosi niecierpliwość przed startem z dozą ekscytacji. Oj głupi, jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka. Start przewidziano na godzinę 11.30 i to okazało się brzemienne w skutkach. Dzień był bowiem potwornie ciepły. W chwili startu było ponad 30 st. C, a pot lał się strugami. Pada komenda startu. Na początku staram się trzymać tempo - niestety to przypisane do biegu płaskiego. Zaczyna się pierwsza górka i stromy podbieg. Myślę sobie, że tempo 8 km/h będzie dobre. Ależ głupie założenie. Najpierw wyprzedzam wiele osób, ale w końcu muszę bieg zamienić na marsz. Wreszcie szczyt i teraz zbieg. Dobrze, że znaczna część trasy przebiega lasami. Ósmy kilometr z punktem odżywczym osiągam po 1,5 godziny. Ledwo zipię, temperatura robi swoje. Biegnę dalej, coraz częściej jednak idę; pod górkę to już ledwo, ledwo. Na 19 kilometrze kryzys. Wypada górka, więc co jakieś 200 metrów muszę przystawać. Wreszcie padam i nie mam siły brnąć dalej. Niby do mety pozostało tylko 1,5 km ale przechodzę prawdziwy udar cieplny. Niestety odpoczynek powoduje, że mija limit czasu (3,5 h) w jakim powinienem znaleźć się na mecie. 

Mój pierwszy górski start obnażył więc całkowity brak doświadczenia. Bieg górski to nie bieg płaski i tu założenia tempa z biegu płaskiego nie mają żadnego odniesienia. Tempo na początku było zbyt duże. W konsekwencji tego trzeba też przewidzieć nawadnianie i odżywianie na czas trwania tego biegu. Ja przygotowałem się jak na półmaraton płaski. Upał spowodował też odwodnienie. Ja miałem 1,5 litra wody, ale to na tak ciepły dzień było zbyt mało. Trzeba te doświadczenia wykorzystać następnym razem. Na pewno wrócę tu w przyszłym roku zmierzyć się ponownie z tym dystansem.

Na drugi dzień jedziemy w okolice Stronia Śląskiego, gdzie planujemy przejechać dwie trasy rowerowe. Wcześniej w internecie znajduję, a na miejscu w informacji turystycznej otrzymuję świetnie opracowany przewodnik z trasami rowerowymi. Wybieramy łatwą trasę 5722. Początkowo podjazd asfaltem przez 6 km. później fajna ścieżka szutrowa przez las, a następnie asfaltem dalej w dół. Na 3 km przed końcem ścieżki zdarzył się nam jednak upadek. I w tym miejscu o tym na tyle ..............






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz